Dziś będzie trochę prywaty, bo zastanawiacie się pewnie, jak wpadłem na takie połączenie? Decydującym momentem był niewątpliwie pierwszy trymestr ciąży mojej partnerki. Do 39. roku życia tkwiłem w błogiej nieświadomości - myślałem że jedzenie przez kobiety w stanie błogosławionym śledzi i ogórków kiszonych, jest jedynie mitem. Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy już na samym starcie hormony zdominowały gusta kulinarne Izabeli. Po szóstym tygodniu nasza lodówka przypominała bunkier pancerny zaopatrzony w stosy puszek rybnych. Po domu unosił się naprzemiennie zapach makreli w pomidorach i tuńczyka w sosie własnym. Sytuacja życiowa zmusiła mnie więc do podjęcia strategicznych działań…
Dodano:
Środa, 13 stycznia 2016 (15:18)