Islamiści wciąż z powodzeniem rekrutują Europejczyków do swoich oddziałów, posługując się hasłem „świętej wojny”. Wśród zwerbowanych znalazł się 39-letni Duńczyk Morten Storm, który na szczęście – jako jeden z nielicznych – zdołał wyrwać się ze szponów dżihadystów. Dziś ukrywa się w północnej Anglii. Dokładne miejsce jego pobytu nie jest znane. To dlatego, że mężczyzna jest na celowniku Al-Kaidy – i obawia się o swoje życie.
Jeszcze niedawno Morten sam był fanatycznym islamistą, posługującym się imieniem Murat. Z szeregów ulicznego gangu, w którym zaczął działać już jako nastolatek, trafił pod skrzydła wojowników dżihadu. Wszystko zaczęło się od lektury Koranu, który w tamtym okresie zdawał się być odpowiedzią na dręczące go pytania o sens życia. Tak Morten wpadł z jednej skrajności w drugą. Przeprowadził się do Londynu i związał z islamskimi radykałami. W 2006 r. wyjechał do Jemenu, gdzie lokalna komórka Al-Kaidy realizowała strategię regularnej wojny z USA, planując mordy na amerykańskich żołnierzach i niewinnych cywilach. Właśnie wtedy Morten zaczął wątpić w słuszność obranej przez siebie drogi.
- Formacja członka Al-Kaidy trwa przez jakiś czas, aż zostaniesz zaprogramowany. Stajesz się zniewolonym, uzależnionym robotem, nie będącym w stanie myśleć samodzielnie – opowiada mężczyzna. Nie chcąc dalej podążać tą ścieżką, zaoferował swoje usługi CIA. Wiedząc, że radykalny kaznodzieja islamski Anwar al-Awlaki ma słabość do jasnowłosych kobiet, opracował sprytny plan likwidacji tego groźnego terrorysty. Amerykanie przypisali jednak sukces operacji wyłącznie sobie, a Morten został sam. Na szczęście nie wrócił do dżihadystów. Napisał za to książkę, także po to, by chronić własne życie poprzez zwrócenie uwagi opinii publicznej na swoją trudną sytuację. Chociaż islamiści grożą mu śmiercią, Storm nie otrzymał nawet policyjnej ochrony. Cały czas żyje jak zwierzę ścigane przez bezlitosnych myśliwych...
Więcej filmów
Reklama