Polsce walka z inflacją wygląda inaczej niż w Europie czy w USA. Z jednej strony mamy zaawansowane podwyżki stóp procentowych, ale w tym samym czasie polityka budżetowa dystrybuuje miliardy nowych świadczeń. Szacuje się je na 3% PKB. Czyli podwyżki banku centralnego i ekspansja budżetowa pokazują, że walka z inflacja rozpoczęła się dopiero 2-3 miesiące temu. W rezultacie bank centralny będzie musiał nieproporcjonalnie mocniej podnieść stopy procentowe żeby walczyć z inflacją, ponieważ budżet działa dokładnie w odwrotną stronę i tę inflację napędza. W obecnych warunkach najbardziej pożądane działanie powinno polegać na zacieśnieniu budżetowym i zacieśnieniu polityki pieniężnej po stronie banku centralnego. Niestety, w Polsce mamy rozluźnienie budżetowe. Dlatego zacieśnienie po stronie polityki pieniężnej będzie musiało być nieproporcjonalnie większe. Po to, żeby inflacja się jeszcze bardziej nie rozlała i żeby się nie utrwaliła na dwucyfrowym poziomie.
– Warto się przyjrzeć temu, co robią banki centralne w innych krajach – w Stanach Zjednoczonych czy w Europie. Tam inflacja jest niższa niż w Polsce mniej więcej o połowę i tam podwyżki dopiero się rozpoczynają – ale jednak banki centralne chcą podnosić stopy procentowe pomimo ryzyka spowolnienia gospodarczego – powiedział serwisowi eNewsroom Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Dlaczego? Pamiętają lekcję z lat 70tych, że odkładanie walki z inflacją na później po prostu się nie opłaca. Inflacja wraca, jest uciążliwa, długoterminowa i na koniec dnia szkodzi koniunkturze oraz gospodarstwom domowym. Dlatego wiele banków centralnych – amerykański FED, kanadyjski bank centralny, australijski, szwedzki, norweski i europejski mówią o tym, że chcą walczyć z inflacją nawet pomimo sygnałów spowolnienia gospodarczego – podkreśla Benecki.
Dodano:
Poniedziałek, 4 lipca 2022 (08:29)
Źródło:
eNewsroom-
eNewsroom