Takiego ożywienia w rosyjskim resorcie obrony nie było już dawno. Kreml nic sobie nie robi z gospodarczych kłopotów Rosji - i zwiększa budżet na wydatki związane z armią o całe 33 procent! W mroźnej Arktyce, na północnych rubieżach Federacji, powstają nowe bazy wojskowe. Na zaanektowanym wiosną 2014 r. Krymie stacjonuje już nie tylko Flota Czarnomorska - kierowane są tu bombowce dalekiego zasięgu zdolne do przenoszenia ładunków nuklearnych i nowe oczko w głowie rosyjskiej armii, drony Orłan-10. Rosyjska armia coraz częściej organizuje manewry na wielką skalę, nie szczędząc na nie czasu i środków. Ministerstwo obrony planuje też wysyłać rosyjskie samoloty na regularne patrole w rejon Karaibów i Zatoki Meksykańskiej, a więc w strefie bezpośrednich wpływów Stanów Zjednoczonych...
Wszystkie te działania nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że Kreml nie zamierza ustępować z pozycji siły, którą zajął w chwili wybuchu kryzysu na Ukrainie. Nowa doktryna wojskowa Rosji, której wielkim orędownikiem jest prezydent Władimir Putin, jako główne zagrożenie dla bezpieczeństwa kraju wymienia Sojusz Północnoatlantycki i jego zaangażowanie w sprawy Europy Wschodniej. Na to w Moskwie nie ma zgody.
- Nie tylko na Krymie Rosja zwiększa obecnie swoją militarną obecność. Robi to wszędzie, gdzie może, chociaż na Krymie w sposób szczególny, co jest zresztą absolutnie zrozumiałe. Dziś czujemy i rozumiemy to bardzo dobrze, że zagraża nam trzecia wojna światowa – a Krym może znaleźć się na linii frontu - tłumaczy Andriej Merkulow, ekspert w dziedzinie wojskowości. Czy to na pewno tylko czcze pogróżki podupadłego mocarza, jakim jest osłabiona kryzysem Rosja?
Dodano:
Wtorek, 10 lutego 2015 (13:28)
Źródło:
INTERIA.TV-
© 2015 Associated Press