Rewolucja, która wybuchła w Egipcie w 2011 roku i która do dziś zbiera krwawe żniwo, okazała się poważnym ciosem dla turystyki w tym kraju. Najbardziej cierpią na tym drobni przedsiębiorcy, niegdyś zarabiający na życie dzięki zagranicznym gościom przybywającym pod piramidy. "Od miesięcy nic nie sprzedałem" - żali się Mohammed, właściciel straganu z pamiątkami. Salah, który kiedyś obwoził turystów po Luksorze, od dawna już nie zaprzęgał konia do swojej bryczki. "Nie ma po co..." - mówi ze smutkiem.
Dodano:
Piątek, 10 stycznia 2014 (05:50)