Skalisty przylądek na Wyspie Horn w Chile uznawany jest za koniec świata. Jose Aguayo niedawno przyjął tu posadę latarnika. Oficjalnie pełni też funkcję burmistrza, choć jedynymi mieszkańcami są tu jego żona i dwoje dzieci, a całą zabudowa składa się z latarni i kaplicy.
Na wyspie jest łączność telefoniczna i interent. W niezbędne do życia produkty rodzinę latarnika zaopatruje wojsko. Dzieci uczą się w domu, a ich główną rozrywką jest oglądanie telewizji. Rodzina nie skarży się na samotność. – To szczególna placówka, w okresie letnim jest tu spory ruch, a więc i kontrola jest intensywna. Mamy wiele wizyt, ale radzimy sobie. Do tej pory gościliśmy 4 tysiące osób – mówi latarnik Jose.
Małżeństwo Aguayo na zmianę pełni służbę - nadzorują ruch na wodzie i regularnie wysyłają dane pogodowe. Najgorzej będzie zimą, ponieważ pogoda mocno daje się tu we znaki. Horn przez wielu nazywany jest przylądkiem sztormów i burz.
Dodano:
Czwartek, 17 marca 2016 (15:11)
Więcej na temat:latarnik