Rok temu u 28-letniej Broni wykryto raka szyjki macicy. Przejechała 300 kilometrów, aby tu – w Kampali – poddać się radioterapii. Ta metoda leczenia miała jej dać duże szanse na przeżycie, ale po trzech tygodniach oczekiwania Bronia wraca do domu. Okazało się, że jedyny w Ugandzie aparat do napromieniania jest zepsuty i nie nadaje się już do naprawy.
- Jest mi bardzo przykro. Wierzyłam, że jeżeli przejdę radioterapię, to wszystko się ułoży i wyzdrowieje. Trudno mi się z tym pogodzić, bo jeszcze nie rodziłam. Bardzo schudłam – mówi Bronia.
Stary aparat podarowany przez Chińczyków był bardzo intensywnie eksploatowany. Rocznie korzystało z niego 30 tysięcy pacjentów.
Dodano:
Wtorek, 26 kwietnia 2016 (13:22)
Więcej na temat:rak szyjki macicy