Londyńczyk, Steve Ludwin, od blisko 30 lat wstrzykuje sobie jad węży. - Pomyślałem, że uodpornienie się na jad musi być niesamowite - twierdzi i dodaje, że uczucie, które towarzyszy mu zaraz po wstrzyknięciu płynu wcale nie należy do przyjemnych czy, jak twierdzą niektórzy, nawet psychodelicznych. Steve zaznacza, że jad nie jest narkotykiem. - Nie przeżywa się nic takiego, czuje się za to ogromny ból - mówi.
Śmiałek już kilka razy wywinął się śmierci, a jego ciało znaczą głębokie blizny w miejscach, gdzie toksyny "wyżarły" tkankę. - Trzy dni leżałem w szpitalu na intensywnej terapii - przyznaje Steve. Po co w takim razie poddaje się tak niebezpiecznym praktykom?
Dodano:
Wtorek, 12 grudnia 2017 (13:07)